wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 5 + Information

Rozdział 5

Information. Dzisiaj wywiadówka więc będzie dosyć ciekawie. nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Ale postaram się jak najszybciej.



 Następnego dnia cholernie źle się czułam, nie wiedziałam co się dzieję. Głowa bolała mnie jak nigdy dotąd, dotego doszedł jeszcze ból brzucha, ogólnie czułam się słabo. Po prostu nic tylko się zabić,cały ranek przeleżałam w łóżku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zrobiłam sobie herbatę, po czym włączyłam pierwszą lepszą płytę. Padło na Aerosmith Rocks. Leżałam słuchając muzyki i nie ogarniając co się dzieje. W ten sposób minął mi cały dzień.

* tydzień później*

Po mojej chorobie, czy co to tam miało być, nie został już prawie żaden ślad. Głowa mnie tylko jeszcze bolała. siedziałam w swoim pokoju i szkicowałam nawet nie wiem co. Nagle zadzwonił telefon.
- Halo?
- Michelle? - w słuchawce usłyszałam głos Marii.
- Tak?
- Wszystko ok? o tygodnia nie dajesz znaku życia. Chłopaki zaczęli obstawiać że nie żyjesz. - Powiedziała, a w tle usłyszałam Baza który darł się zapewne na chłopaków że mają zamknąć ryje.
- Tak, ok, wiesz nie dzwoniłam ani nic bo byłam chora.
- Spoko rozumiem, może do nas wbijesz? bo te małpy zaraz się pozabijają. - dodała, słychać było niezłą szarpaninę. Ogólnie wszyscy się darli.
- Jasne, będe za 20 minut. - powidziałam odkładjąc słuchawkę. Człowiek tydzień jest chory a reszta myśli że wziął i umarł. Wstałam z łóżka ogarnęłam dupę i wyszłam z domu. Spokojnym krokiem zmierzałam ku rezydencji skidów. Jakieś 20 metrów od drzwi usłyszałam krzyki i ogólną szarpanię. Nagle przez otwarte okno w kuchni wyleciała mikrofalówka, lądując prosto pod moimi stopami. Jak widać wywiązała się tam ostra bójka. Szybko podbiegłam do drzwi i otworzyłam je z kopa. W środku panowało istne pandemonium. Sebastian nawalał się z Bolanem, Scottowi ktoś podpalił dupę, Rob gdzieś się zmył, z kuchni właśnie wyleciało krzesło, a Maria leciała za Scottem z wężem ogrodowym, próbując zgasić jego płonący tyłek.
- Chłopaki, ogarnąć się! - krzyknęłam ale nikt mnie nie posłuchał. - Kurwa ludzie czy wy jesteście normalni!?! - wydarłam się i podbiegłam do Bolana i Bacha, próbując ich rozdzielić.
- Rachel! Sebatian! STOP! - krzyknęłam do nich, nie posłuchali byli zbyt zajęci nawalaniem się. Z kuchni akurat wyszła Maria, chyba udało jej się ugasić dupę Hilla.
- Maria! weź im coś kurde powiedz! - krzyknęłam do Blondynki.
- Rachel ogarnij dupę! - krzyknęła i odciągneła go od Bacha. - Co ty kurwa tworzysz?! -  wydarła się na niego.
- Bo chłopaki zaczęli obstawiać dlaczego Michelle się nie odzywa, rzuciłem że umarła i wtedy Baz mi przyjebał. Więc nie pozostałem mu dłużny. - tłumaczył się Bolan.
Spojrzałam na Sebastiana, leżał na ziemi na plecach z zamkniętymi oczami i nie ruszał się. Uklękłam przy nim.
- heej, Sebastian... żyjesz? - spytałam klepiąc go lekko po policzku. - Rachel, jeśli zabiłeś mojego chłopaka to poprostu zrobię ci krzywdę, i nie wybaczę ci tego do końca życia. - powiedziałam patrząc na Bolana z mordem w oczach. Wróciłam wzrokiem do Sebastiana.
- ej, skarbie... żyjesz? - ponowiłam pytanie. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, i otworzył powoli oczy.
- Michelle...? - spytał po czym spojrzał na Bolana. - i co kurwa? myliłeś się. - powiedział, pokazując mu język.
- Tak, tak mylił się, ja żyję. Boli cię coś? - spytałam i pomogłam mu podnieść się do siadu.
- eee tam, przeżyję. - uśmiechnął się do mnie i wstał.
- Dobra, przydało by się tu ogarnąć. - powiedziała Maria.
- spoko, ale najpierw zbierzmy wszytkich ok?
Uwinęliśmy się z tym w jakieś 3 godziny. Rzuciłam się  na kanapę. Mogę się z tąd nie ruszać godzine, dwie, ewentualnie całe życie.
- Dobrze, Michelle gadaj dlaczego nie odzywałaś się przez tydzień. Sebastian nam tu w depresję popadał. - zaczął Scott który przez ten czas zdążył już zmienić spodnie.
- Byłam chora. Chyba cały czas spędziłam w łóżku nie wiedząc co ze sobą zrobić. - powiedziałam. - Jeszcze mnie głowa boli, ale najwyraźniej gdybym nie przyszła to spłonęła by ci dupa, a Rachel i Baz by się zabili. - powiedziałam siadając po Turecku.
- No... może... - powiedział lekko speszony Bach.
- To twoja wina, ty to zacząłeś. - powiedziałam oskarżycielsko patrząc Sebastiana.
- No co! martwiłem się o ciebie a ten dupek jeszcze rzucił że nie żyjesz! - tłumaczył się Sebastian wtulając się we mnie jak małe dziecko.
- oooo, martwiłeś się o mnie? to takie słodkie. - powiedziałam i pocałowałam go we włosy.
- Dziewczyno przez tydzień nie dajesz znaku życia. Jak miałbym się nie martwić? - powiedział, po czym pocałował mnie w policzek.
- Oj przepraszam, ale mówilam już że nie ogarniałam co się dzieje.
- ok, ok. Wybaczam. - powiedział Baz. - A właśnie! Michy, ty, ja góra teraz! - krzyknął i pociągnął mnie za rękę, o mało mi jej nie wyrywając. Zaprowadził mnie do siebie. Wyciągnął coś z szuflady.
- Michelle... dzisiaj jest ten koncert, i wiesz... poszłabyś tam ze mną? - spytał wpatrując się w moje oczy.
- Jasne... jeśli tylko chcesz. - powiedziałam i uśmiechnęłam się miło.
- Super, jeszcze raz ci dziękuje za te bilety. - powiedział i mnie przytulił.
- Nie ma sprawy. - powiedziałam kładąc głowę na jego ramieniu.
- A właśnie, jak tam twoje oko? - spytał.
- lepiej. -  powiedziałam i odgarnęłam grzywkę z twarzy.
- Bardzo cię boli? - spytał lekko przejeżdżając pod nim  wierzchem dłoni.
- nie aż tak... ale proszę cię żebyś nic nie mówił reszcie. Zwłaszcza Marii.
- Dobrze, nic im nie powiem. - przyciągnął moją głowę do siebie i zaczął ją głaskać.
- Dziękuje ci... - wyszeptałam.
- za co? - spytał.
- za wszystko, za to że jesteś. Za twoją troskę. - powiedziałam i złożyłam lekki pocałunek na jego ustach.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, przecież wiesz. - powiedział po czym uśmiechnął się do mnie. - Chodźmy już. - złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się na dół.
- Dobra ludzie, wytrzymacie bez nas ten wieczór bo spierdalamy na koncert Scorpions! - krzyknął Baz zakładająć swoją czarną skórę. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w ustalone miejsce koncertu.



Jeszcze nigdy nie tryskałam energią tak jak teraz. Do rozpoczęcia koncertu zostało jakieś pół godziny. Było strasznie dużo ludzi więc panował ścisk. Na szczęście staliśmy pod barierkami więc mielismy czym oddychać. Czas szybko zleciał i na scenę weszli scorpions. Zaczęli od Rock You Like A Hurricane, wszyscy skakali, śpiewali i ogólnie było bardzo wesoło. Następnie zagrali kawałki z pierwszej płyty. Następnie zaczęli grać moją ukochaną balladę. Sebastian przytulił mnie do siebie, i gdy Klaus zaczął śpiewać ' I'm still loving you', delikatnie wpił się w moje usta. Oddawałam każdy pocałunek, kiedy skończyliśmy przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Kocham cię. - szepnął mi do ucha.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam mu, i wtuliłam się w jego silne ramiona.
Reszta koncertu minęła nam w podobnej atmosferze. Było po protu zajebiście. Wychodząc z tamtąd nie chciało się wracać do rzeczywistości.
- No i jak ci się podobało? - spytałam go.
- To było zajebiste! - krzyknął. - jeden z naljepszych koncertów na których byłem. - powiedział radośnie.
- Taak, było epicko. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Zauważyłam murek, bez zastanowienia na niego wskoczyłam. Baz przyglądał mi się ze zdumieniem.
- Weźniesz mnie na baranaa? - zapytałam słodko. Uśmiechnął się tylko, a ja wskoczyłam na jego plecy.
- O kuźwa! jak wysoko! - powiedziałam. - Fajnie jest widzieć świat z wysokości jakichś 2 metrów. -zaśmiałam się. Doszliśmy pod drzwi mojego domu i humor od razu mi zrzedł.
- To tutaj? - spytał Sebastian odstawiając mnie na ziemię.
- Tak. - odpowiedziałam bezuczuciowo, i oparłam się o ścianę zamykając oczy. - Dziękuję. odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niemrawo. - Nie chcę tam wchodzić, zwiałabym nawet pod most. Nawet gdybym miała tam mieszkać do końca życia. - powiedziałam otwierając oczy i wbijając je w Sebastiana.
- Rozumiem, wiesz... jak chcesz możesz zamieszkać u nas. Chłopakom nie będzie to przeszkadzać. - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.
- Naprawdę? - spytałam z niedowierzaniem patrząc na niego. Uśmiechnął się tylko.
- chodź ze mną, zabiorę rzeczy ok? - kiwnął głową. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka.
- Kaj żeś się szlajała? i co za żula żeś mi tu przyprowadziła?! - spytała moja matka która siedziała na kanapie z tym zjebem Johnem.
- To nie jest żaden żul tylko mój chłopak! - wydarłam się na nią. - spojrzałabyś lepiej na siebie!.
- Jak ty się do mnie odzywasz młoda damo!
- Spierdalaj! - krzyknęłam wbiegając po schodach i ciągnąc Baza za sobą. Będąc w moim pokoju wyciągnęłam z szafy czarną torbę i zaczęłam wrzucać do niej wszystko jak leci. Sebastian tylko mi się przyglądał. Gdy już skończyłam zbiegłam na dół, Bach podążał za mną.
- Teraz będziesz mogła żyć jak sobie chcesz! Nie będę ci już w tym przeszkadzać! Jak chcesz być dziwką to nią sobie bądź!  - krzyknęłam wybiegając z domu. Zaczekałam na Sebastiana i razem ruszyliśmy w kierunku ich domu. Nie wiem dlaczego ale łzy popłynęły mi z oczu. Spuściłam głowę i szybko je otarłam żeby Sebastian tego nie zauważył. Nie podziałało, Spostrzegł się prawie od razu. Zatrzymał się i podniósł mój podbródek tak żebym na niego spojrzała. Odwracałam wzrok.
- Michelle... spójrz na mnie, proszę. - powiedział nadal trzymając mnie za podbródek. Spojrzałam prosto w te jego brązowe oczy. Dało to tyle że teraz łzy leciały ciurkiem po moich policzkach.
- Nie płacz maleńka... - przytulił mnie do siebie. - zaczynasz teraz od nowa. Wszystko się ułoży, jestem przy tobie. - powiedział głaszcząc mnie po plecach.
- Dziękuje ci Baz, naprawdę ci dziękuje. - wyszeptałam wtulając się w niego.
- Nie masz za co kochanie. Kocham cię. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Gdy już się uspokoiłam złapałam go za rękę i ruszyliśmy dalej. Doszliśmy do drzwi, Sebastian lekko je pchnął żeby się otworzyły. W salonie byli wszyscy.
- Siema! już wróciliście? - spytał Rob a Sebastian lekko objął mnie w pasie.
- Tak, chłopaki jest sprawa. - zaczął Bach. - Michelle nie ma gdzie mieszkać... Nie mielibyście nic przeciwko żeby została u nas? - zapytał. Nie mieli nic przeciwko.
- Bardzo wam dziękuję. - uśmiechnęłam się i przytuliłam każdego po kolei, po czym usiadłam na wolnej sofie.
- opowiadajcie jak było na koncercie. - zainteresował się Bolan.
- Powiem tyle że było to wyrąbane w kosmos. - powiedział Bach siadając obok mnie i obejmując mnie ramieniem. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce i zespołach których słuchamy, aż nagle zachciało mi się spać. Położyłam głowę na ramieniu Baza a dłoń położyłam na jego udzie.
- Chodź, położysz się. - powiedział Sebastian łapiąc mnie za rękę. zaniósł moją torbę do swojego pokoju.
 - łazienka jest tam. - pokazał mi drzwi najbardziej na lewo. Wyjęłam z torby prowizoryczną piżamę i skierowałam się w stronę którą pokazał mi Sebastian. Weszłam do niedużej ale czystej łazienki. wzięłam prysznic, umyłam zęby, przebrałam się w piżamę, i wróciłam do Baza.
- Już? - spytał. - to teraz ja cię na chwilę zostawię. - uśmiechnął się, i pocałował mnie w policzek. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. Baz miał wyrąbany w kosmos pokój. Czerwone ściany pokryte były plakatami różnych zespołów. Pod ścianą stała ogrooomna szafa, a obok krzesło. Moje przemyślenia przerwało wejście Sebastiana. Był w samycz czarnych bokserkach, dzięki czemu miałam idealny widok na jego umięśnioną klatkę piersiową i dłuuugie noogi. Aktualnie nie panowałam nad moim wyrazem twarzy więc musiałoby to być dość ciekawe.
- Michie schowaj język. - powiedział uśmiechnięty Baz, siadając obok mnie.
- przepraszam, zapatrzyłam się.
- a na co się tak zapatrzyłaś? - spytał nadal się szczerząc.
- Na ciebie małpo! - krzyknęłam i wskoczyłam mu  na kolana.
- Nie nazywaj mnie małpą... - powiedział udając szloch.
- oj przepraszam kochanie. - rzekłam wpijając się w jego usta. Objął mnie w pasie a ja zaczęłam jeździć łapkami po jego torsie.
- Klaaataaa! - pisnęłam odrywając się od niego. Zaczął śmiać się jak popieprzony.
- Kocham cię, wiesz? - spytał wpatrując się w moje oczy.
- Wiem. - odpowiedziałam przytulając się do jego torsu. - ja ciebie też.
- Dobra chodź spać. - powiedział po czym położył mnie na łóżku obok. Wbiłam się pod kołdrę i położyłam się obok i wtuliłam w Baza.
- Dobranoc skarbie. - powiedział po czym przytulił mnie do siebie.
- Dobranoc. - powiedziałam już bardziej przez sen.

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 4

Rozdział 4

Oderwaliśmy się od siebie, i w ciszy wpatrywaliśmy się w siebie. W końcu on zabrał głos.
- Michelle... podobasz mi się, i wiesz... moglibyśmy spróbować być razem? 
W odpowiedzi jeszcze raz musnęłam jego usta.
- To znaczy tak? - zapytał z uśmiechem.
- Tak odpowiedziałam po czym się zaśmiałam
- chodźmy już do nich. - powiedział, po czym oboje skierowaliśmy się do salonu.
- gdzie wyście tak długo byli? - spytał od razu Snake.
- Nie interesuj się. - powiedziałam po czym chwyciłam butelkę wódki.
Jakieś dwie godziny później ledwo trzymałam się na nogach. Niedługo później urwał mi się film.


Obudziłam się w znanym już mi pokoju, głowa napierdalała mnie jak nigdy. Nie chciało mi się wstawać, dlatego leżałam na łóżku z zamkniętymi oczami. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, otworzyłam oczy i zobaczyłam Sebastiana, mimowolnie się uśmiechnęłam, co on odwzajemnił.
- Jak się spało? - spytał, po czym usiadł obok mnie na łóżku.
- Dobrze, dziękuje. - powiedziałam po czym podniosłam głowę i położyłam ją na jego udzie zamykając oczy.
- głowa cię boli po wczorajszym? - spytał głaszcząc mnie po włosach.
- Mhm... - mruknęłam tylko. - która godzina? 
- dochodzi 15...
- o kuźwa... dość długo spałam, - powiedziałam. - ejj, jak ja się tu znalazłam? - zapytałam, i podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Zaniosłem cię, film ci się urwał. - powiedział wyszczerzony i pocałował mnie w policzek. - chodź na dół. 
Wstałam z łóżka, a Sebastian złapał mnie za rękę i splótł nasze palce, spojrzałam się na niego i mile się uśmiechnęłam i ruszyliśmy na dół wprost do kuchni. Znajdowała się tam już reszta domowników.
Maria popatrzyła się na nasze ręce lekko zdziwiona, ale też zadowolona.
- Powiedziałeś...? - pytanie skierowała do Sebastiana. On w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.
Popatrzyłam na niego lekko zdezorientowana. Zaśmiał się po czym dał mi buziaka w usta.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do blatu po butelkę wody. Wypiłam prawie całą jednym łykiem i odłożyłam z powrotem na blat. Usiadłam przy stole, i wpatrywałam się w jakiś punkt. Wstałam i skierowałam się do salonu.
- Gdzie idziesz? - spytał Rob.
- Przejść się, ogólnie do domu wrócić. Nie mogę wam tyle czasu zajmować. - powiedziałam wiążąc glany.
- Wcale nam nie przeszkadzasz, jesteśmy przyjaciółmi, a dla niektórych czymś więcej... - Powiedział Snake patrząc na Baza.
- No wiem... ale naprawdę nie chcę siedzieć wam na głowie - powiedziałam. - Jeśli chcielibyście żebym przyszła to dzwońcie, Maria zna mój numer. Podeszłam do Sebastiana i pocałowałam go na pożegnanie. - Pa kochanie. - powiedziałam wybiegając z domu.
 Koniecznie muszę się przejść, dobrze mi to zrobi.


* 3 godziny później *

Dochodzi 19, czas wracać do domu, nie ma co robić, ciekawe jaki opierdziel dostanę od mojej matki. Sądzę że będzie ciekawie skoro 2 noce nie było mnie w domu, a tam, przeżyje się. Nawet nie zauważyłam kiedy byłam pod drzwiami mojego domu. Pchnęłam lekko drzwi i od razu znalazłam się w salonie. Na kanapie moja matka obściskiwała się z jakimś gościem, gdy tylko mnie zauważyła wstała i skierowała się w moją stronę.
- Gdzieś ty kurwa była! 2 dni cię w domu nie ma!
- Nagle się mną interesujesz? Jak kurwa miło! nie widzę żebyś się zbytnio przejęła skoro pod moją nieobecność zabawiasz się z jakimiś facetami! - wydarłam się.
- Jak ty się do matki odzywasz! - odezwał się ten facet wstając z kanapy.
- Gówno cię to obchodzi!
- Nie odzywaj się tak do Johna! - odezwała się znów moja matka.
- Masz kuźwa pecha! sprowadzasz do domu jakichś żuli i się mną nie interesujesz! dziękuje! - wydarłam się, a moja matka tak po prostu zdzieliła mnie w twarz, nie pozostałam jej dłużna i zaczęłyśmy się szarpać. Podleciał ten jej amant, i to teraz z nim się szarpałam. Kopnęłam go w kostkę a gdy się chwilowo zdezorientował, zarąbałam mu z kolanka. Wtedy on walnął mnie pięścią prosto w prawe oko, i poprawił w brzuch, zatoczyłam się z bólu, i  dobiłam do ściany. Moja matka podleciała do tego całego Johna i razem poszli do kuchni. Wbiegłam szybko po schodach, i zamknęłam się w moim pokoju na klucz. Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy, prawe oko napierdalało mnie tak mocno że nie mogłam tego wytrzymać. Na pewno będę miała je podbite, skierowałam się do łazienki, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę, czyli stary t - shirt i damskie bokserki, i położyłam się spać.



Obudziłam się następnego dnia, prawe oko bolało mnie jeszcze bardziej niż wczoraj. Spojrzałam na zegarek. 17.07, heh, mocny mam sen. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki, spojrzałam w lustro i od razu odskoczyłam. Pod prawym okiem widniało wielkie fioletowe limo. Świetnie, ciekawe jak to zakryję, nienawidzę mocnego makijażu więc odpada. Zaczeszę grzywkę, a co! grzywka na pół twarzy deal with it! Normalnie nie noszę grzywki ale to jest sytuacja awaryjna. Moje długie blond włosy dobrze zakryły siniak pod okiem, ujdzie. Z mojego pokoju dobiegł mnie dźwięk telefonu, poszłam tam i odebrałam.
- Halo?
- Michie? - w słuchawce usłyszałam głos Roba.
- Tak?
- nie ma co robić, wbijesz do nas może? nie będziemy się tak nudzić. - powiedział Rob.
- Jasne, będę za jakieś 20 minut. - powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Wychyliłam się lekko zza drzwi mojego pokoju. Dom był pusty, całe szczęście. Zbiegłam ze schodów, zasznurowałam moje wyniszczone glany i luźnym tempem skierowałam się w stronę domu skidów. Niedługo później stałam już pod drzwiami chłopaków, otworzyłam je i moim oczom ukazała się piątka znudzonych, i nie wiedzących co zrobić ze swoim życiem ludzi.
- Michelle! - Maria zauważyła mnie jako pierwsza. - grzywka? coś nowego.
- tak wiem, nie lubię jej ale dzisiaj mam jakiś taki kaprys. - uśmiechnęłam się, kłamałam, no bo co miałam powiedzieć! że facet mojej matki podbił mi oko i nie mam jak go zakryć?! śmieszne.
Usłyszałam kroki na schodach, po chwili zobaczyłam Baza.
- Michelle! - zawołał, i podbiegł do mnie. Pocałował mnie na przywitanie, po czym przytulił.
- Fajnie że jesteś - powiedział i chciał odgarnąć moją grzywkę za ucho. Na ten gest od razu odskoczyłam jak oparzona. Nie chcę mu o tym mówić, zacząłby się martwić.
- Co się stało?! przepraszam, zrobiłem coś nie tak? - spytał lekko przestraszony Bach.
- Nie, nie, nic, to moja wina przepraszam. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego, jednak nadal widziałam te niepewność w jego oczach.
- Dobra to co robimy? - zapytałam zmieniając temat, i siadając na kanapie.
-Ymmmm.... nie wiem pogadajmy? - rzucił temat Bolan.
- a o czym? - spytał Rob.
- o wszystkim. - znowu Bolan.
- A pamiętacie jak podpaliliśmy Bachowi włosy? - zaczął Scott.
- To było wredne! - stwierdził Bach siadając obok mnie. - Jak mogliścię mi to zrobić tępaki!
- Taa... a potem bieganie z wężem ogrodowym.
- Piszczałeś jak baba! - dorzuciła Maria.
- A idź się utop! - stwierdził Bach z miną naburmuszonego dziecka.
Zaczęłam się śmiać, Sebastian spojrzał na mnie z fochem.
- No eej, nie fochaj się - powiedziałam szturchając blondyna w ramię. - Nadal cię lubię skarbie. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Jak tak to się nie fochnę. - powiedział, i znowu chciał mi odgarnąć grzywkę, ale zatrzymałam jego ręke.
-Sebastian nie... proszę. - wyszeptałam do Blondyna.
- Michie, o co chodzi? co się stało? - spytał wyraźnie zmartwiony Baz.
- Nieważne... - szepnęłam i odsunęłam się obejmując kolana ramionami. Sebastian nadal się we mnie wpatrywał, unikałam jego wzroku.
- Chodź na górę... - przysunął się i szepnął mi na ucho łapiąc mnie za rękę.
Spojrzałam na resztę, zajęta była wspominaniem tego jak snake ukradł Scottowi gacie i latał z nimi na głowie po całym L.A. Nim się spostrzegłam byłam już razem z Sebatianem w jego pokoju. Usiadłam na łóżku po Turecku, i zaczęłam wpatrywać w moje paznokcie. Pierwszy odezwał się Sebastian.
- Michelle... co się dzieje? dziwnie się zachowujesz. - zaczął siadając obok mnie.
- Nic...
- Michie... proszę cię, powiedz.
- Napewno chcesz wiedzieć? -zapytałam.
- Tak.
- Niech ci będzie. - powiedziałam odgarniając grzywkę z twarzy, i ukazując mu wielkie limo pod okiem. -To.
- Kurwa... Kto ci to zrobił?! Kuźwa zabiję gnoja gołymi rękami! - zaczął krzyczeć Sebastian.
- Sebastian uspokój się... prosze cię. - powiedziałam.
- przepraszam, kto ci to zrobił? jak do tego doszło? - wypytywał
- wiesz.. - zaczęłam - wróciłam wczoraj do domu, po tym jak nocowałam u was 2 razy z rzędu, moja matka siedzała z jakimś facetem, zaczęła mnie wyzywać, szarpałam się z nią, potem dołączył do tego ten jej facet, i to on mi to zrobił... - ostatnie zdanie wyszeptałam. Sebastian wpatrywał się we mnie przerażony, i uważnie słuchał mojego wywodu. Spojrzał na mnie zmartwiony, a ja się rozpłakałam. Wtuliłam się w niego mocno, a on zaczął głaskać mnie po włosach i plecach.
- Ciii... spokojnie maleńka... - szeptał mi do ucha.
Gdy już się trochę uspokoiłam oderwałam się od Bacha.
- już lepiej? - spytał głaszcząc mnie po policzku, przytaknęłam. - wiesz... nie musisz tam wracać jeśli nie chcesz. - powiedział i objął mnie ramieniem. - możesz zostać.
- Sebastian... jeśli nie wrócę znowu dostanę wpierdol. - powiedziałam i spuściłam głowę.
-Rozumiem...
- Kurwa! dlaczego akurat ja muszę przechodzić przez takie coś! - wydarłam się.
- Spokojnie...
-Przepraszam...- powiedziałam po czym rzuciłam się do tyłu. - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym mieć normalne życie. - powiedziałam i poczułam jak kilka łez spadło na mój policzek.
- Heej... Nie płacz kochanie, rozumiem cię. - powiedział Sebastian, po czym starł moje łzy z policzka.
- Wiesz co... chyba  będę już iść powiedziałam podnosząc się do siadu.
- Napewno? - spytał niepewnie Baz.
- Tak. - powiedziałam i wstałam z łóżka.
- Odprowadze cię.
- Jak chcesz. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego, poczym skierowałam się na dół. Już po chwili staliśmy przy drzwiach.
- Dobra ludzie, ja już pójdę. - powiedziałam ubierając glany.
Wyszłam z Bachem z domu, ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Zaczęłam nucić jakąś znaną tylko mi melodię, nagle zrobiło mi się dość zimno. Gratulacje Michelle nie wzięłaś kurtki, jaka ja jestem głupia. Zaprzestałam rozmyśleń i wtuliłam się w Sebastiana.
- Zimno ci? - zapytał, i spojrzał na mnie z góry.
- Nooo...trochę, bo jestem mądra i nie wzięłam kurtki. - powiedziałam i strzeliłam FacePalma. Sebastian zdjął swoją skórzaną kurtkę, i zarzucił mi ją na ramiona.
- łiii! Jestem Rockmenem! - zaczęłam skakać i drzeć się jak nienormalna. Sebastian zaczął się śmiać. Objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
- Jesteś nienormalna. - powiedział po czym dał mi krótkiego całusa  usta.
- oj wiem, ale chodźmy już bo ci się zimno zrobi. - powiedziałam do chłopaka. Przez resztę drogi szliśmy trzymając się za ręce i rozmawiając. Nie zauważyłam kiedy staliśmy pod drzwiami mojego domu.
- No... to tutaj, dziękuje ci że chciało ci się mnie odprowadzać. - powiedziałam Chłopak uśmiechnął się, objął mnie w pasie i wpił się w moje usta. Objęłam rękami jego twarz i oddawałam pocałunki, gdy skończyliśmy uśmiechnęłam się do niego.
- Jeszcze raz ci dziękuje, do zobaczenia. - powiedziałam i zniknęłam za drzwiami. Nie zważając na to co mówi do mnie moja matka, poszłam prosto do mojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i jak najszybciej zasnęłam.

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 3

Rozdział 3

Michelle :
Obudziłam się rano i o dziwo nie bolała mnie głowa. Zwlokłam się z łóżka i ubrałam swoje spodnie. Skierowałam się na dół, na kanapie spał Sebastian, wyglądał tak słodko. Cicho przeszłam do kuchni żeby go przypadkiem nie obudzić, zastałam tam Marię.
- Cześc, jak się spało? - spytała.
- świetnie. - powiedziałam uśmiechając się.
Nalałam sobie soku, i usiadłam na blacie.
 - Michie? - spytała Maria siadając obok mnie. - chciałabym z tobą porozmawiać.
- Jasne, a o czym chcesz pogadać? - spytałam Blondynkę.
- o... Sebastianie. - powiedziała odwracając głowę w drugą stronę.
- co z nim? - spytałam i zmarszczyłam brwi.
-  n-nic... to znaczy... - jąkała się Maria.
- Wyrzuć to z siebie! - powiedziałam dosadnie.
- Bach mówił że mu się podobasz, i że cię lubi...i to za bardzo.. - powiedziała Maria uśmiechając się pod nosem, a ja miałam chwilowy dezorient.
- co? - spytałam zdziwiona - kiedy?, jak? co? gdzie? - wyrzucałam z siebie pytania jak karabin maszynowy.
- No właśnie to. - powiedziała uśmiechnięta blondynka. - Aha, i jeszcze jedno, Bach ma dzisiaj urodziny. - powiedziała po czym zniknęła za drzwiami, a ja nadal siedziałam w kuchni i zastanawiałam się nad tym co właśnie powiedziała mi Maria.. W końcu zeszłam z tego blatu i udałam się do salonu.
Wszyscy tam siedzieli i oglądali, podeszłam do drzwi i zaczęłam ubierać moje glany.
- Już idziesz? - spytała Maria, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie.
- Tak, jak chcecie to mogę przyjść jeszcze wieczorem. - powiedziałam. - aha, Sebastian dziękuje ci za użyczenie pokoju. - uśmiechnęłam się do niego miło, i wyszłam z domu. Długi spacer to wszystko czego aktualnie potrzebowałam.


Sebastian:


Po wyjściu Michelle wstałem z sofy i poszedłem do swojego pokoju. Puściłem Led Zeppelin IV, walnąłem się na łóżko i zacząłem rozmyślać. Dzisiaj moje urodziny, 19... super, rok bliżej mi do śmierci, zastanawiam się czy reszta zapomniała czy co... A z resztą pieprzyć to! zapomnieli czy nie, nie ważne.


Michelle:

Chodziłam po ulicach L.A bez żadnego celu. Nadal myślałam o tej sytuacji z rana. Zdziwiło mnie to co powiedziała mi Maria. Sebastian... nie wiem czy mogę jej wierzyć, Maria nigdy mnie nie okłamała więc... musiałabym sama się przekonać. Ale co niby mam zrobić?! podbić do Bacha i powiedzieć ,,Hej, Sebastian! Maria mówiła że się we mnie zakochałeś, to prawda? ''. Hahahaha nie, zwłaszcza że ja też go lubię... chyba trochę za bardzo. Znudziło mi się to łażenie więc wróciłam do domu. Na szczęście Matki nie było, ciekawe jaki opierdol miałabym za to że w domu mnie nie ma. Poszłam do siebie i spojrzałam na zegarek, dochodziła 17.00. Ogarnę dupę i pójdę do Marii i chłopaków. Kurrrde! przecież Bach ma urodziny! Michelle idiotko! kup mu coś! Ehh, tylko ja zostawiam takie rzeczy na ostatnią chwilę, kuźwa gratulacje dla mnie. Szybko przebrałam się w skórzane spodnie i pierwszą lepszą koszulkę, koszulę zostawiłam te samą. Wzięłam pieniądze i szybko wybiegłam z domu i poleciałam do mojego ulubionego sklepu muzycznego.
- Dobry! są jeszcze bilety na koncert Scorpions? - wydyszałam trochę zmęczona biegiem.
- Tak, są.
- Dwa poproszę. - powiedziałam po czym rzuciłam pieniądze na ladę. A co! kupię mu dwa, niech pójdzie sobie z kim tam chce, ale ze mnie Burżuj, niech się chłopak cieszy. Zabrałam bilety z lady i skierowałam się w stronę domu chłopaków. Po jakichś 15 minutach stałam pod drzwiami, zadzwoniłam, i po chwili otworzyła mi Maria.
- Siema Michelle! - wbijaj! - powiedziała po czym gestem zaprosiła mnie do środka.
- Nasz kochany Baszek ma urodzinki dlatego z tej okazji nawalimy się w trzy dupy. - powiedział wesoło Rachel, stawiając na stole z 341243625742659759356* butelek.
- Kupiliście mu coś? - spytała Maria.
- Taak. - odpowiedzieli chłopacy.
- Macie szczęście. - powiedziała.
- A ty mu coś kupiłaś? - zapytałam Marię.
- Tak.
- ja też.
- tak? będzie się jarał jak zapałka! - wyszczerzyła się Maria. - Dobra pójdę po niego. - powiedziała i w mgnieniu oka już była na górze.


Sebastian:


Siedziałem sobie spokojnie na łóżku słuchając stairway to heaven, aż tu nagle otwierając z kopa drzwi Maria wbiega do pokoju.
- Seeebaaaaastiaaaaaan! chooodź na dół! - wydarła się wyszczerzona blondynka.
-spooooko... już idę. - powiedziałem wstając z łóżka. -Maria!
- Tak?
- rozmawiałaś z Michelle?
- tak...
- i co...
- i ona też cię luuuuubi lubi. - powiedziała śmiejąc się jak popieprzona.
- powiedziała ci to?
- to widać. Długo ją znam i jeszcze nie widziałam żeby zachowywała się tak przy jakim kolwiek innym  chłopaku. - powiedziała i puściła do mnie oczko. - chodź już na dół!.
Posłusznie ruszyłem za Marią. W salonie znajdowała się reszta.
- NAJLEPSZEGO STARYYY! - zaczęli się drzeć jak popierdoleni, a ja patrzyłem na nich z niedowierzaniem.
- pamiętaliście? - zapytałem.
- Jak mogliśmy zapomnieć! - krzyknął Bolan, a ja zacząłem jarać się jak małe dziecko.
- Dziękuje wam!!!! - wydarłem się jak psychiczny.
- Nie masz, za co stary! a teraz czas na prezentyy!! - krzyczał scott.
Jako pierwsza podbiła do mnie Maria.
- Sto lat. - powiedziała wręczając mi prezent, a były nim... lateksowe rurki!!
- ja pierdolę! Maria! epicki prezent!  zacząłem się śmiać jak chory psychicznie.
- no wieem.
Następny był rachel od którego dostałem kolczyki z napisem ,,Fuck off'', od Roba koszulkę z Motley Crue, Scotta płytę Aerosmith, Snake'a skórzane spodnie, Została jeszcze tylko Michelle.
- Najlepszego - powiedziała uśmiechnięta, wręczając mi.. uwaga, uwaga... DWA BILETY NA SCORPIONS!!!!!
- O KURWAAAAAAA! - Darłem się jak opętany. - MICHELLE DZIĘKUJE, DZIĘKUJE, DZIĘKUJE!!! - Jarałem się, po czym mocno przytuliłem blondynkę.
- Jesteś zajebista.. -wyszeptałem jej do ucha. - dziękuje...
- nie ma za co... - odpowiedziała, odwzajemniając uścisk.
- Dobra chlejemy! - wydarł się Scott.


* 3 godziny później *


Michelle:


Towarzystwo było już dość mocno nawalone, wymsknęłam się do kuchni żeby znaleźć jakąś szklankę, bo moją oczywiście gdzieś zgubiłam, mam nadzieję że nikt nie zauważy. Szukałam we wszystkich szafkach i nie mogłam znaleźć.
- Seeeebastiaaaaan! - wydarłam się. - chodźno tu!
Po chwili do kuchni wszedł Bach.
- Tak?
- gdzie trzymacie szklanki? znaleźć nie umiem.
- tutaj zawsze coś jest. - powiedział, po czym z najwyższej szafki wyciągnął szklankę.
- oj przepraszam że nie jestem taka wysoka. - powiedziałam, z moim 1.75 nie równałam się z gościem który miał prawie 2 metry.
oj tam. - powiedział.
Zabrałam mu szklankę, nalałam do niej Danielsa który stał obok, i oparłam się o blat, Sebastian obok mnie.
- wiesz co.... - zaczął.
- co?
- a nic... - chyba go speszyłam, szkoda wzięłam kolejny łyk Danielsa, po czym odłożyłam szklankę na bok, odwróciłam się w stronę Bacha. Chwile się w niego wpatrywałam, on we mnie zresztą też, przybliżył swoją twarz do mojej, i wpatrywał się w moje oczy, jego spojrzenie hipnotyzowało, nie umiałam odwrócić wzroku. Przybliżył swoją twarz jeszcze bardziej, po czym delikatnie musnął moje usta. Oddałam pocałunek, ośmieliło go to i pocałował mnie jescze raz, tym razem odważniej. Więc to co mówiła Maria było prawdą...



Takie trochę to długie wyszło. :D Do dodania rozdziału zmotywowało mnie to że Baszek ma dzisiaj urodziny. Niech nam żyje sto lat!



* liczba dedykowana dla tajemniczej niebieskiej orchidei :D ( tylko bez wpierdolu proszz).



poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 2

Rozdział 2

Byliśmy w drodze do mieszkania chłopaków. Ludzie którzy na nas patrzyli zapewne mieli nas za bandę debili którzy uciekli z psychiatryka. Maria wskoczyła Bolanowi na plecy, i zaczęła śpiewać ,,Żono Moja", a reszta darła się jak opętana. Nagle wyrąbałam się na chodniku. No kuźwa gratuluję Michelle, tylko ty umiesz się wypieprzyć na prostej drodze. Te debile zamiast mi pomóc zaczęli się śmiać.
- wicie wy co! ale mili jesteście, ja tu mogłam zginąć a wy się śmiejecie! Walcie się! - powiedziałam nadal leżąc na tym chodniku.
- oj sory, sory ale to było śmieszne! - powiedział Rob pomagając mi wstać.
- dobrze, wybaczę wam ten haniebny czyn. - powiedziałam po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Reszta drogi minęła nam dość spokojnie. Wypieprzyłam się tylko jakieś 3254634677562756 razy. W końcu stanęliśmy przed domem, Snake otworzył drzwi i znaleźliśmy się w środku. Razem ze Scottem poszłam do kuchni po coś do chlania. Wzięliśmy w trzy dupy alkoholu i postawiliśmy go na stole w salonie. rozejrzałam się, i zobaczyłam że obie kanapy są zajęte. Super, tylko ja nie mam gdzie siedzieć. podeszłam do kanapy na której siedzieli Rob, Snake i Sebastian, położyłam się na nogach chłopaków, i zamknęłam oczy, co wywołało śmiech na sali.
- Michelle co ty tworzysz?! - zapytała śmiejąc się Maria.
- Sztukę alternatywną - odpowiedziałam nadal nie otwierając oczu. - No co chamy, nie zostawiliście mi miejsca to teraz macie wała. - powiedziałam z triumfalnym uśmieszkiem.
- oj Michie, Michie, - powiedziała Maria.
Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą ryj Bacha wyszczerzony w uśmiechu.
- A ty co się tak szczerzysz? - zapytałam wgapiając się w Sebastiana.
- Śmieszysz mnie - odpowiedział nadal się uśmiechając.
Boże... Jaki on miał śliczny uśmiech....i te jego oczy, brązowe tęczówki roześmiane razem z nim... śliczny.... STOP! kuźwa Michelle o czym ty myślisz?! ogarnij dupę!
- Dobra co robimy? - spytał Scott wyraźnie się nudząc.
- hmmmmmm..... gramy w butelkę? - spytała Maria po dłuższym namyśle.
- Jak dla mnie spoko. - powiedziałam, po czym zsunęłam się z nóg chłopaków na ziemię. Wzięłam pustą butelkę po Daniels'ie i położyłam na środku stołu.
- Kto pierwszy? - spytałam.
- JA! - poderwał się z kanapy Bolan. Zakręcił butelką, Snake,
- zadanie czy pytanie?
-zadanie.
- idź do tej wrednej baby która mieszka na przeciwko, i powiedz: ,,elo ziomek, co tam u ciebie? '' -powiedział z triumfalnym uśmiechem Bolan. Snake wstał i z niechęcią poszedł wykonać zadanie. Mieliśmy ubaw, kiedy ta baba zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. wrócił i wznowiliśmy grę. Snake zakręcił butelką, wypadło na mnie, moje szczęście!
- Michelle! zatańcz z... ene, due, like, fake... Sebastianem! Czaczę na ulicy! - wydarł się Snake.
Popatrzyliśmy się na siebie z Sebastianem, po czym wybuchliśmy śmiechem. Wstaliśmy i wyszliśmy na ulicę, reszta za nami. Zaczęliśmy tańczyć śmiejąc się przy tym jak nienormalni. Po jakichś 5 minutach łaskawie pozwolili nam przestać.
- to było wyrąbane w kosmos! - wykrzyczałam przez śmiech, po czym przybiłam z Sebastianem high five'a.
Graliśmy w butelkę dosyć długo, padały tak absurdalne zadania jak: idź pożyczyć kosiarkę od sąsiadów, czy wyznaj miłość pierwszemu lepszemu facetowi na ulicy. Spojrzałam na zegarek, fuck, pierwsza w nocy, matka mnie po prostu zabiję.
- Kurwa... - mruknęłam pod nosem.
- co jest? -  spytała Maria.
- pierwsza w nocy, matka mnie zabiję. - powiedziałam i walnęłam pokerpalma. *
- to nie wracaj -  powiedziała jak gdyby nigdy nic Maria.
- łatwo ci mówić, to gdzie niby pójdę?
- Możesz przenocować u nas, żaden problem. - powiedział Scott.
- Serio? Dzięki. - powiedziałam ucieszona.
- Dobra debile, któryś z nas mógłby łaskawie ustąpić Michy sypialni - powiedział Rachel i spojrzał się po swoich kolegach.
- jezuu... nie trzeba, mogę spać na sofie, serio. - powiedziałam uśmiechając się.
- o nie, nie, nie, - powiedział Sebastian - u nas żadna dziewczyna nie będzie spała na sofie.
- ale naprawdę nie trzeba. - powiedziałam.
- nie, i koniec. - Sebastian nadal trzymał się swojego.
- to zasnę na podłodze.
- Michelle! - krzyknął Sebastian. - nie! nie jestem aż takim debilem żeby pozwolić kobiecie spać na podłodze!
Zaczęłam się śmiać.
- Jakiś ty miły Sebastianku, wzruszyłeś mnie. - powiedziałam udając że wycieram łzę.
- to było taakie głęboookie... - powiedział snake po czym wszyscy wybuchnęłi śmiechem.
- Ej dobra cioty, skoro żaden z was nie ustąpi, bo to taki ból dupy, to ja to zrobię. - powiedział mężnie Bach.
- Sebastian ty dżentelmenie!, nie poznaję cię! - powiedziała wyszczerzona Maria.
- przestań bo się zarumienię. - powiedział Sebastian sczerząc się jak psychiczny.
- Jacy wy jesteście pieprznięci. - powiedziałam kręcąc z niedowierzaniem głową.

Sebastian:

Siedzieliśmy i gadaliśmy jeszcze chwilę, potem wszyscy zaczęli się zbierać żeby iść spać.
- Chodź Michelle, pokażę ci gdzie będziesz spać. - powiedziałem uśmiechając się do blondynki.
- jasne, już idę. - powiedziała wstając i odwzajemniając uśmiech. Nie powiem, była naprawdę ładna, podobała mi się, ale u niej na pewno nie mam szans. Zaprowadziłem Michelle do mojego pokoju.
Od razu rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy.
- Będziesz spać w tych dżinsach? będzie ci niewygodnie... - powiedziałem.
- Dzięki za troskę. - uśmiechnęła się, po czym nie wiem jakim cudem, ale jednym ruchem ściągnęła spodnie, rzuciła na ziemię, i weszła pod kołdrę.
- Dobranoc mała. - powiedziałem i skierowałem się do wyjścia.
- Dzięki Sebastian... - mruknęła pod nosem Michelle.
Zszedłem na dół do kuchni i zobaczyłem Marię.
- A ty nie idziesz spać? - spytałem podejrzliwie.
- niee... jakoś na razie nie mam ochoty. - powiedziała po czym usiadła przy stole. - Sebastian? odpowiedziałbyś mi na pytanie?
- No jasne, dawaj.
- Podoba ci się Michelle? - walnęła prosto z mostu Maria.
- eeee...no... ten tego.... - zacząłem się jąkać.
- Tak czy nie? - spytała dość zniecierpliwiona Maria.
- nooo... Tak... - powiedziałem po czym spuściłem głowę.
- hej, nie ma się czego wstydzić. - powiedziała Maria po czym wstała, i szturchnęła mnie w ramię.
- no wiesz, ale Michelle na pewno mnie nie chcę. - odwróciłem głowę w przeciwną stronę.
- Dlaczego od razu tak zakładasz? Jesteś ładnym facetem więc wiesz... Jak chcesz go mogę z nią pogadać. - powiedziała uśmiechnięta Maria.
- Serio? mogłabyś? - spytałem ze słodkimi oczkami.
- jeśli cię to ucieszy...
- Dzięki Maria! - krzyknąłem po czym uścisnąłem Blondynkę.
- Sebastian! Dusisz! - krzyknęła.
- Sorry....
- Dobra ja już idę spać, dobranoc. - powiedziała po czym uśmiechnęła się.
Poszedłem w ślady Marii i wyniosłem się do salonu, rzuciłem się na kanapę, i zacząłem się zastanawiać nad tym wszystkim, dopóki nie zasnąłem.



* Z dedykacją dla niebieskiej Orchideii. :D