wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 5 + Information

Rozdział 5

Information. Dzisiaj wywiadówka więc będzie dosyć ciekawie. nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Ale postaram się jak najszybciej.



 Następnego dnia cholernie źle się czułam, nie wiedziałam co się dzieję. Głowa bolała mnie jak nigdy dotąd, dotego doszedł jeszcze ból brzucha, ogólnie czułam się słabo. Po prostu nic tylko się zabić,cały ranek przeleżałam w łóżku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zrobiłam sobie herbatę, po czym włączyłam pierwszą lepszą płytę. Padło na Aerosmith Rocks. Leżałam słuchając muzyki i nie ogarniając co się dzieje. W ten sposób minął mi cały dzień.

* tydzień później*

Po mojej chorobie, czy co to tam miało być, nie został już prawie żaden ślad. Głowa mnie tylko jeszcze bolała. siedziałam w swoim pokoju i szkicowałam nawet nie wiem co. Nagle zadzwonił telefon.
- Halo?
- Michelle? - w słuchawce usłyszałam głos Marii.
- Tak?
- Wszystko ok? o tygodnia nie dajesz znaku życia. Chłopaki zaczęli obstawiać że nie żyjesz. - Powiedziała, a w tle usłyszałam Baza który darł się zapewne na chłopaków że mają zamknąć ryje.
- Tak, ok, wiesz nie dzwoniłam ani nic bo byłam chora.
- Spoko rozumiem, może do nas wbijesz? bo te małpy zaraz się pozabijają. - dodała, słychać było niezłą szarpaninę. Ogólnie wszyscy się darli.
- Jasne, będe za 20 minut. - powidziałam odkładjąc słuchawkę. Człowiek tydzień jest chory a reszta myśli że wziął i umarł. Wstałam z łóżka ogarnęłam dupę i wyszłam z domu. Spokojnym krokiem zmierzałam ku rezydencji skidów. Jakieś 20 metrów od drzwi usłyszałam krzyki i ogólną szarpanię. Nagle przez otwarte okno w kuchni wyleciała mikrofalówka, lądując prosto pod moimi stopami. Jak widać wywiązała się tam ostra bójka. Szybko podbiegłam do drzwi i otworzyłam je z kopa. W środku panowało istne pandemonium. Sebastian nawalał się z Bolanem, Scottowi ktoś podpalił dupę, Rob gdzieś się zmył, z kuchni właśnie wyleciało krzesło, a Maria leciała za Scottem z wężem ogrodowym, próbując zgasić jego płonący tyłek.
- Chłopaki, ogarnąć się! - krzyknęłam ale nikt mnie nie posłuchał. - Kurwa ludzie czy wy jesteście normalni!?! - wydarłam się i podbiegłam do Bolana i Bacha, próbując ich rozdzielić.
- Rachel! Sebatian! STOP! - krzyknęłam do nich, nie posłuchali byli zbyt zajęci nawalaniem się. Z kuchni akurat wyszła Maria, chyba udało jej się ugasić dupę Hilla.
- Maria! weź im coś kurde powiedz! - krzyknęłam do Blondynki.
- Rachel ogarnij dupę! - krzyknęła i odciągneła go od Bacha. - Co ty kurwa tworzysz?! -  wydarła się na niego.
- Bo chłopaki zaczęli obstawiać dlaczego Michelle się nie odzywa, rzuciłem że umarła i wtedy Baz mi przyjebał. Więc nie pozostałem mu dłużny. - tłumaczył się Bolan.
Spojrzałam na Sebastiana, leżał na ziemi na plecach z zamkniętymi oczami i nie ruszał się. Uklękłam przy nim.
- heej, Sebastian... żyjesz? - spytałam klepiąc go lekko po policzku. - Rachel, jeśli zabiłeś mojego chłopaka to poprostu zrobię ci krzywdę, i nie wybaczę ci tego do końca życia. - powiedziałam patrząc na Bolana z mordem w oczach. Wróciłam wzrokiem do Sebastiana.
- ej, skarbie... żyjesz? - ponowiłam pytanie. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, i otworzył powoli oczy.
- Michelle...? - spytał po czym spojrzał na Bolana. - i co kurwa? myliłeś się. - powiedział, pokazując mu język.
- Tak, tak mylił się, ja żyję. Boli cię coś? - spytałam i pomogłam mu podnieść się do siadu.
- eee tam, przeżyję. - uśmiechnął się do mnie i wstał.
- Dobra, przydało by się tu ogarnąć. - powiedziała Maria.
- spoko, ale najpierw zbierzmy wszytkich ok?
Uwinęliśmy się z tym w jakieś 3 godziny. Rzuciłam się  na kanapę. Mogę się z tąd nie ruszać godzine, dwie, ewentualnie całe życie.
- Dobrze, Michelle gadaj dlaczego nie odzywałaś się przez tydzień. Sebastian nam tu w depresję popadał. - zaczął Scott który przez ten czas zdążył już zmienić spodnie.
- Byłam chora. Chyba cały czas spędziłam w łóżku nie wiedząc co ze sobą zrobić. - powiedziałam. - Jeszcze mnie głowa boli, ale najwyraźniej gdybym nie przyszła to spłonęła by ci dupa, a Rachel i Baz by się zabili. - powiedziałam siadając po Turecku.
- No... może... - powiedział lekko speszony Bach.
- To twoja wina, ty to zacząłeś. - powiedziałam oskarżycielsko patrząc Sebastiana.
- No co! martwiłem się o ciebie a ten dupek jeszcze rzucił że nie żyjesz! - tłumaczył się Sebastian wtulając się we mnie jak małe dziecko.
- oooo, martwiłeś się o mnie? to takie słodkie. - powiedziałam i pocałowałam go we włosy.
- Dziewczyno przez tydzień nie dajesz znaku życia. Jak miałbym się nie martwić? - powiedział, po czym pocałował mnie w policzek.
- Oj przepraszam, ale mówilam już że nie ogarniałam co się dzieje.
- ok, ok. Wybaczam. - powiedział Baz. - A właśnie! Michy, ty, ja góra teraz! - krzyknął i pociągnął mnie za rękę, o mało mi jej nie wyrywając. Zaprowadził mnie do siebie. Wyciągnął coś z szuflady.
- Michelle... dzisiaj jest ten koncert, i wiesz... poszłabyś tam ze mną? - spytał wpatrując się w moje oczy.
- Jasne... jeśli tylko chcesz. - powiedziałam i uśmiechnęłam się miło.
- Super, jeszcze raz ci dziękuje za te bilety. - powiedział i mnie przytulił.
- Nie ma sprawy. - powiedziałam kładąc głowę na jego ramieniu.
- A właśnie, jak tam twoje oko? - spytał.
- lepiej. -  powiedziałam i odgarnęłam grzywkę z twarzy.
- Bardzo cię boli? - spytał lekko przejeżdżając pod nim  wierzchem dłoni.
- nie aż tak... ale proszę cię żebyś nic nie mówił reszcie. Zwłaszcza Marii.
- Dobrze, nic im nie powiem. - przyciągnął moją głowę do siebie i zaczął ją głaskać.
- Dziękuje ci... - wyszeptałam.
- za co? - spytał.
- za wszystko, za to że jesteś. Za twoją troskę. - powiedziałam i złożyłam lekki pocałunek na jego ustach.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, przecież wiesz. - powiedział po czym uśmiechnął się do mnie. - Chodźmy już. - złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się na dół.
- Dobra ludzie, wytrzymacie bez nas ten wieczór bo spierdalamy na koncert Scorpions! - krzyknął Baz zakładająć swoją czarną skórę. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w ustalone miejsce koncertu.



Jeszcze nigdy nie tryskałam energią tak jak teraz. Do rozpoczęcia koncertu zostało jakieś pół godziny. Było strasznie dużo ludzi więc panował ścisk. Na szczęście staliśmy pod barierkami więc mielismy czym oddychać. Czas szybko zleciał i na scenę weszli scorpions. Zaczęli od Rock You Like A Hurricane, wszyscy skakali, śpiewali i ogólnie było bardzo wesoło. Następnie zagrali kawałki z pierwszej płyty. Następnie zaczęli grać moją ukochaną balladę. Sebastian przytulił mnie do siebie, i gdy Klaus zaczął śpiewać ' I'm still loving you', delikatnie wpił się w moje usta. Oddawałam każdy pocałunek, kiedy skończyliśmy przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Kocham cię. - szepnął mi do ucha.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam mu, i wtuliłam się w jego silne ramiona.
Reszta koncertu minęła nam w podobnej atmosferze. Było po protu zajebiście. Wychodząc z tamtąd nie chciało się wracać do rzeczywistości.
- No i jak ci się podobało? - spytałam go.
- To było zajebiste! - krzyknął. - jeden z naljepszych koncertów na których byłem. - powiedział radośnie.
- Taak, było epicko. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Zauważyłam murek, bez zastanowienia na niego wskoczyłam. Baz przyglądał mi się ze zdumieniem.
- Weźniesz mnie na baranaa? - zapytałam słodko. Uśmiechnął się tylko, a ja wskoczyłam na jego plecy.
- O kuźwa! jak wysoko! - powiedziałam. - Fajnie jest widzieć świat z wysokości jakichś 2 metrów. -zaśmiałam się. Doszliśmy pod drzwi mojego domu i humor od razu mi zrzedł.
- To tutaj? - spytał Sebastian odstawiając mnie na ziemię.
- Tak. - odpowiedziałam bezuczuciowo, i oparłam się o ścianę zamykając oczy. - Dziękuję. odpowiedziałam i uśmiechnęłam się niemrawo. - Nie chcę tam wchodzić, zwiałabym nawet pod most. Nawet gdybym miała tam mieszkać do końca życia. - powiedziałam otwierając oczy i wbijając je w Sebastiana.
- Rozumiem, wiesz... jak chcesz możesz zamieszkać u nas. Chłopakom nie będzie to przeszkadzać. - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.
- Naprawdę? - spytałam z niedowierzaniem patrząc na niego. Uśmiechnął się tylko.
- chodź ze mną, zabiorę rzeczy ok? - kiwnął głową. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka.
- Kaj żeś się szlajała? i co za żula żeś mi tu przyprowadziła?! - spytała moja matka która siedziała na kanapie z tym zjebem Johnem.
- To nie jest żaden żul tylko mój chłopak! - wydarłam się na nią. - spojrzałabyś lepiej na siebie!.
- Jak ty się do mnie odzywasz młoda damo!
- Spierdalaj! - krzyknęłam wbiegając po schodach i ciągnąc Baza za sobą. Będąc w moim pokoju wyciągnęłam z szafy czarną torbę i zaczęłam wrzucać do niej wszystko jak leci. Sebastian tylko mi się przyglądał. Gdy już skończyłam zbiegłam na dół, Bach podążał za mną.
- Teraz będziesz mogła żyć jak sobie chcesz! Nie będę ci już w tym przeszkadzać! Jak chcesz być dziwką to nią sobie bądź!  - krzyknęłam wybiegając z domu. Zaczekałam na Sebastiana i razem ruszyliśmy w kierunku ich domu. Nie wiem dlaczego ale łzy popłynęły mi z oczu. Spuściłam głowę i szybko je otarłam żeby Sebastian tego nie zauważył. Nie podziałało, Spostrzegł się prawie od razu. Zatrzymał się i podniósł mój podbródek tak żebym na niego spojrzała. Odwracałam wzrok.
- Michelle... spójrz na mnie, proszę. - powiedział nadal trzymając mnie za podbródek. Spojrzałam prosto w te jego brązowe oczy. Dało to tyle że teraz łzy leciały ciurkiem po moich policzkach.
- Nie płacz maleńka... - przytulił mnie do siebie. - zaczynasz teraz od nowa. Wszystko się ułoży, jestem przy tobie. - powiedział głaszcząc mnie po plecach.
- Dziękuje ci Baz, naprawdę ci dziękuje. - wyszeptałam wtulając się w niego.
- Nie masz za co kochanie. Kocham cię. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Gdy już się uspokoiłam złapałam go za rękę i ruszyliśmy dalej. Doszliśmy do drzwi, Sebastian lekko je pchnął żeby się otworzyły. W salonie byli wszyscy.
- Siema! już wróciliście? - spytał Rob a Sebastian lekko objął mnie w pasie.
- Tak, chłopaki jest sprawa. - zaczął Bach. - Michelle nie ma gdzie mieszkać... Nie mielibyście nic przeciwko żeby została u nas? - zapytał. Nie mieli nic przeciwko.
- Bardzo wam dziękuję. - uśmiechnęłam się i przytuliłam każdego po kolei, po czym usiadłam na wolnej sofie.
- opowiadajcie jak było na koncercie. - zainteresował się Bolan.
- Powiem tyle że było to wyrąbane w kosmos. - powiedział Bach siadając obok mnie i obejmując mnie ramieniem. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce i zespołach których słuchamy, aż nagle zachciało mi się spać. Położyłam głowę na ramieniu Baza a dłoń położyłam na jego udzie.
- Chodź, położysz się. - powiedział Sebastian łapiąc mnie za rękę. zaniósł moją torbę do swojego pokoju.
 - łazienka jest tam. - pokazał mi drzwi najbardziej na lewo. Wyjęłam z torby prowizoryczną piżamę i skierowałam się w stronę którą pokazał mi Sebastian. Weszłam do niedużej ale czystej łazienki. wzięłam prysznic, umyłam zęby, przebrałam się w piżamę, i wróciłam do Baza.
- Już? - spytał. - to teraz ja cię na chwilę zostawię. - uśmiechnął się, i pocałował mnie w policzek. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. Baz miał wyrąbany w kosmos pokój. Czerwone ściany pokryte były plakatami różnych zespołów. Pod ścianą stała ogrooomna szafa, a obok krzesło. Moje przemyślenia przerwało wejście Sebastiana. Był w samycz czarnych bokserkach, dzięki czemu miałam idealny widok na jego umięśnioną klatkę piersiową i dłuuugie noogi. Aktualnie nie panowałam nad moim wyrazem twarzy więc musiałoby to być dość ciekawe.
- Michie schowaj język. - powiedział uśmiechnięty Baz, siadając obok mnie.
- przepraszam, zapatrzyłam się.
- a na co się tak zapatrzyłaś? - spytał nadal się szczerząc.
- Na ciebie małpo! - krzyknęłam i wskoczyłam mu  na kolana.
- Nie nazywaj mnie małpą... - powiedział udając szloch.
- oj przepraszam kochanie. - rzekłam wpijając się w jego usta. Objął mnie w pasie a ja zaczęłam jeździć łapkami po jego torsie.
- Klaaataaa! - pisnęłam odrywając się od niego. Zaczął śmiać się jak popieprzony.
- Kocham cię, wiesz? - spytał wpatrując się w moje oczy.
- Wiem. - odpowiedziałam przytulając się do jego torsu. - ja ciebie też.
- Dobra chodź spać. - powiedział po czym położył mnie na łóżku obok. Wbiłam się pod kołdrę i położyłam się obok i wtuliłam w Baza.
- Dobranoc skarbie. - powiedział po czym przytulił mnie do siebie.
- Dobranoc. - powiedziałam już bardziej przez sen.

7 komentarzy:

  1. Haaaa konceeeeert! :D To jak się zaczęli całować i wyznawać sobie miłość przy "I'm still loving you" było takie kurewsko urocze <33 :3
    No i moje myślenie o jej przeprowadzce jednak nie było takie bez sensu :D
    Boooosz oni myśleli, że ona umarła? Co za pojeby! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak słodkie że cukrzycy można dostać. Mówiłam że nie bez sensu. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja kocham te tępe momenty,typu "bieg podpalonej dupy". Lajf is brutal, ale bywa XD
    Dzięki za poinformowanie o rozdziale *teraz możesz sobię wyobrazić jak dużo ironii staram się wsadzić w to zdanie*.
    Jak zawsze- nie napiszę nic MONDREGO o rozdziale *bo nie, jak wiesz zuy "punk anarchista" XD
    Przy okazji ciesz się, że nie dodałam ci nowego rozdziaua. A miałam taką cholerną ochotęjak się nie wylogowałaś^^

    OdpowiedzUsuń
  4. bieg podpalonej dupy, nowa dyscyplina portowa :D. Tylko kuwa spróbuj a już nigdy się do ciebie nie odezwę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sounds brutal...
      Ale wiesz, że serio bym tego nie zrobiła :* Aż taką wredną mendą nie jestem^^

      Usuń
    2. Tego nie do końca jestem pewna chwaście.

      Usuń
  5. Chamska reklama? Dzięki, na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń