poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 2

Rozdział 2

Byliśmy w drodze do mieszkania chłopaków. Ludzie którzy na nas patrzyli zapewne mieli nas za bandę debili którzy uciekli z psychiatryka. Maria wskoczyła Bolanowi na plecy, i zaczęła śpiewać ,,Żono Moja", a reszta darła się jak opętana. Nagle wyrąbałam się na chodniku. No kuźwa gratuluję Michelle, tylko ty umiesz się wypieprzyć na prostej drodze. Te debile zamiast mi pomóc zaczęli się śmiać.
- wicie wy co! ale mili jesteście, ja tu mogłam zginąć a wy się śmiejecie! Walcie się! - powiedziałam nadal leżąc na tym chodniku.
- oj sory, sory ale to było śmieszne! - powiedział Rob pomagając mi wstać.
- dobrze, wybaczę wam ten haniebny czyn. - powiedziałam po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Reszta drogi minęła nam dość spokojnie. Wypieprzyłam się tylko jakieś 3254634677562756 razy. W końcu stanęliśmy przed domem, Snake otworzył drzwi i znaleźliśmy się w środku. Razem ze Scottem poszłam do kuchni po coś do chlania. Wzięliśmy w trzy dupy alkoholu i postawiliśmy go na stole w salonie. rozejrzałam się, i zobaczyłam że obie kanapy są zajęte. Super, tylko ja nie mam gdzie siedzieć. podeszłam do kanapy na której siedzieli Rob, Snake i Sebastian, położyłam się na nogach chłopaków, i zamknęłam oczy, co wywołało śmiech na sali.
- Michelle co ty tworzysz?! - zapytała śmiejąc się Maria.
- Sztukę alternatywną - odpowiedziałam nadal nie otwierając oczu. - No co chamy, nie zostawiliście mi miejsca to teraz macie wała. - powiedziałam z triumfalnym uśmieszkiem.
- oj Michie, Michie, - powiedziała Maria.
Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą ryj Bacha wyszczerzony w uśmiechu.
- A ty co się tak szczerzysz? - zapytałam wgapiając się w Sebastiana.
- Śmieszysz mnie - odpowiedział nadal się uśmiechając.
Boże... Jaki on miał śliczny uśmiech....i te jego oczy, brązowe tęczówki roześmiane razem z nim... śliczny.... STOP! kuźwa Michelle o czym ty myślisz?! ogarnij dupę!
- Dobra co robimy? - spytał Scott wyraźnie się nudząc.
- hmmmmmm..... gramy w butelkę? - spytała Maria po dłuższym namyśle.
- Jak dla mnie spoko. - powiedziałam, po czym zsunęłam się z nóg chłopaków na ziemię. Wzięłam pustą butelkę po Daniels'ie i położyłam na środku stołu.
- Kto pierwszy? - spytałam.
- JA! - poderwał się z kanapy Bolan. Zakręcił butelką, Snake,
- zadanie czy pytanie?
-zadanie.
- idź do tej wrednej baby która mieszka na przeciwko, i powiedz: ,,elo ziomek, co tam u ciebie? '' -powiedział z triumfalnym uśmiechem Bolan. Snake wstał i z niechęcią poszedł wykonać zadanie. Mieliśmy ubaw, kiedy ta baba zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. wrócił i wznowiliśmy grę. Snake zakręcił butelką, wypadło na mnie, moje szczęście!
- Michelle! zatańcz z... ene, due, like, fake... Sebastianem! Czaczę na ulicy! - wydarł się Snake.
Popatrzyliśmy się na siebie z Sebastianem, po czym wybuchliśmy śmiechem. Wstaliśmy i wyszliśmy na ulicę, reszta za nami. Zaczęliśmy tańczyć śmiejąc się przy tym jak nienormalni. Po jakichś 5 minutach łaskawie pozwolili nam przestać.
- to było wyrąbane w kosmos! - wykrzyczałam przez śmiech, po czym przybiłam z Sebastianem high five'a.
Graliśmy w butelkę dosyć długo, padały tak absurdalne zadania jak: idź pożyczyć kosiarkę od sąsiadów, czy wyznaj miłość pierwszemu lepszemu facetowi na ulicy. Spojrzałam na zegarek, fuck, pierwsza w nocy, matka mnie po prostu zabiję.
- Kurwa... - mruknęłam pod nosem.
- co jest? -  spytała Maria.
- pierwsza w nocy, matka mnie zabiję. - powiedziałam i walnęłam pokerpalma. *
- to nie wracaj -  powiedziała jak gdyby nigdy nic Maria.
- łatwo ci mówić, to gdzie niby pójdę?
- Możesz przenocować u nas, żaden problem. - powiedział Scott.
- Serio? Dzięki. - powiedziałam ucieszona.
- Dobra debile, któryś z nas mógłby łaskawie ustąpić Michy sypialni - powiedział Rachel i spojrzał się po swoich kolegach.
- jezuu... nie trzeba, mogę spać na sofie, serio. - powiedziałam uśmiechając się.
- o nie, nie, nie, - powiedział Sebastian - u nas żadna dziewczyna nie będzie spała na sofie.
- ale naprawdę nie trzeba. - powiedziałam.
- nie, i koniec. - Sebastian nadal trzymał się swojego.
- to zasnę na podłodze.
- Michelle! - krzyknął Sebastian. - nie! nie jestem aż takim debilem żeby pozwolić kobiecie spać na podłodze!
Zaczęłam się śmiać.
- Jakiś ty miły Sebastianku, wzruszyłeś mnie. - powiedziałam udając że wycieram łzę.
- to było taakie głęboookie... - powiedział snake po czym wszyscy wybuchnęłi śmiechem.
- Ej dobra cioty, skoro żaden z was nie ustąpi, bo to taki ból dupy, to ja to zrobię. - powiedział mężnie Bach.
- Sebastian ty dżentelmenie!, nie poznaję cię! - powiedziała wyszczerzona Maria.
- przestań bo się zarumienię. - powiedział Sebastian sczerząc się jak psychiczny.
- Jacy wy jesteście pieprznięci. - powiedziałam kręcąc z niedowierzaniem głową.

Sebastian:

Siedzieliśmy i gadaliśmy jeszcze chwilę, potem wszyscy zaczęli się zbierać żeby iść spać.
- Chodź Michelle, pokażę ci gdzie będziesz spać. - powiedziałem uśmiechając się do blondynki.
- jasne, już idę. - powiedziała wstając i odwzajemniając uśmiech. Nie powiem, była naprawdę ładna, podobała mi się, ale u niej na pewno nie mam szans. Zaprowadziłem Michelle do mojego pokoju.
Od razu rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy.
- Będziesz spać w tych dżinsach? będzie ci niewygodnie... - powiedziałem.
- Dzięki za troskę. - uśmiechnęła się, po czym nie wiem jakim cudem, ale jednym ruchem ściągnęła spodnie, rzuciła na ziemię, i weszła pod kołdrę.
- Dobranoc mała. - powiedziałem i skierowałem się do wyjścia.
- Dzięki Sebastian... - mruknęła pod nosem Michelle.
Zszedłem na dół do kuchni i zobaczyłem Marię.
- A ty nie idziesz spać? - spytałem podejrzliwie.
- niee... jakoś na razie nie mam ochoty. - powiedziała po czym usiadła przy stole. - Sebastian? odpowiedziałbyś mi na pytanie?
- No jasne, dawaj.
- Podoba ci się Michelle? - walnęła prosto z mostu Maria.
- eeee...no... ten tego.... - zacząłem się jąkać.
- Tak czy nie? - spytała dość zniecierpliwiona Maria.
- nooo... Tak... - powiedziałem po czym spuściłem głowę.
- hej, nie ma się czego wstydzić. - powiedziała Maria po czym wstała, i szturchnęła mnie w ramię.
- no wiesz, ale Michelle na pewno mnie nie chcę. - odwróciłem głowę w przeciwną stronę.
- Dlaczego od razu tak zakładasz? Jesteś ładnym facetem więc wiesz... Jak chcesz go mogę z nią pogadać. - powiedziała uśmiechnięta Maria.
- Serio? mogłabyś? - spytałem ze słodkimi oczkami.
- jeśli cię to ucieszy...
- Dzięki Maria! - krzyknąłem po czym uścisnąłem Blondynkę.
- Sebastian! Dusisz! - krzyknęła.
- Sorry....
- Dobra ja już idę spać, dobranoc. - powiedziała po czym uśmiechnęła się.
Poszedłem w ślady Marii i wyniosłem się do salonu, rzuciłem się na kanapę, i zacząłem się zastanawiać nad tym wszystkim, dopóki nie zasnąłem.



* Z dedykacją dla niebieskiej Orchideii. :D



6 komentarzy:

  1. Hahahahah śmieszy mnie to opowiadanie :DDD
    Gra w butelkę... TAAAAAAAK! ;D To lubię najbardziej ^^
    Czacza na ulicy? A czemu nie? :P
    Ojeeej jaki Baz słodki *.*
    Użyczył jej sypialni <33 To musi być miłość, hahah :D
    No i on myśli, że nie ma szans?! Sebastian! Jesteś piękny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co mi odwaliło z tą czaczą :D Miłość od pierwszego wejrzeniaa! xD.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialnie prześmieszne w swej prostocie :D
    Jak oni kręcili tą butelką skoro jest kwadratowa?
    Chyba, że to cuda fikcji literackiej, to nie ma sprawy ;)
    Sebastian jest uroczy taki nieśmiały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się że się podoba. Jak kręcilii butelką? Magiaaa! : 3

      Usuń
  4. OSZ FAK, KIM JEST TA TAJEMNICZA ORCHIDEA, I DLACZEGO DAŁAŚ JEJ DEDYKA?!
    Będzie jutro wpierdol w każdym razie, bo mnie tym dzisiaj rozbroiłaś- szczerzę właśnie swój brzydki ryj do monitora jak głupia XD
    Napisałabym coś o twoich ponadprzeciętnych talentach, oryginalnym doborze epitetów, ale co tam. Za leniwa jestem.
    Trzymaj się, Kwiatuszku:* XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pierwsze zdanie a ja padłam, leżę i nie wstaję xD. Teraz też szczerzę się jak głupia do monitora. ja i talenty? no chyba kpisz. Ahh... te moje epitety... też cię kocham kwiatuszku!

      Usuń